...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
Plemię jasnogórskie
W wywiadzie Rafała Księżyka dołączonym do kolekcji tak właśnie nazywa Tie Break znakomity trębacz Antoni Ziut Gralak. „Plemię jasnogórskie” – bo oni, inaczej niż inni muzycznie uzdolnieni kumple z miasta, w Częstochowie zostali. Niezależnie od tego, że przecież Gralak, Janusz Yanina Iwański czy bracia Pospieszalscy – Marcin i Mateusz – angażowali się (i wciąż angażują) w rozmaite pozatiebreakowe i pozaczęstochowskie inicjatywy. Siedmiopłytowy box zawierający ewidentne rarytasy, jak płyty dwóch innych wcieleń Tie Breaku (Svora ze Stanisławem Sojką czy WooBooDoo), to nie tylko koneserska repetycja dokonań jednego z najlepszych naszych zespołów jazzowych, ale i rzadka okazja do zastanowienia się nad polskim jazzem w ogóle. Żywiołowa niby-etniczność Tie Breaku i melodyjna śpiewność były w latach 80. (kiedy kapela zdobywała sławę) czymś wyjątkowym na tle faworyzowanych przez rodzimy jazz imitacji amerykańskiego fusion. W ostatniej dekadzie PRL Tie Break samodzielnie wykreował nurt jazzowy w ramach szeroko pojętej muzycznej alternatywy. Słusznie ktoś zauważył, że byli prekursorami wymyślonego na Wybrzeżu yassu. Słucha się tej muzyki, jakby powstała wczoraj.
Mirosław Pęczak
Siedmiopłytowa składanka w pięknym pudełku dopełniona znakomitą wkładką-książką to wydawnictwo dokumentujące 35 lat na scenie zespołu Tie Break. Reedycja wszystkich płyt zespołu poszerzona została o niepublikowane wcześniej nagrania z archiwum Polskiego Radia i archiwów prywatnych. Materiał dopełniony nagraniami dotąd niepublikowanymi poddano masteringowi, co sprawia, że całość świetnie brzmi.
No i ta energia! No i składy! Jak choćby album formacji Svora z 1984 roku (z udziałem m.in. Stanisława Soyki - śpiew) czy starszego o rok WooBooDoo z piosenkami do tekstów Piotra Binkota, Jacka Kleyffa i Kamila Sipowicza. Dla całego albumu, czy raczej siedmiopaku, charakterystyczne są zmiany perkusistów. Raz jest Andrzeja Ryszka, kiedy indziej mamy Zbigniewa „Uhuru” Brysiaka (perkusjonalia) i Sarandisa Juwanudisa. Wszystkie koncertowe nagrania wpisują Tie Break do grona istnych estradowych „potworów” znad Wisły, grasujących między Odrą i Bugiem (posłuchajcie choćby „Tie Break Live” – album koncertowy zarejestrowany w Filharmonii Częstochowskiej). Na innym biegunie leży artystyczny Tie Break & Jorgos Skolias „Poezje ks. Jana Twardowskiego” i Tiebreakowy kanon „Duch wieje kędy chce” (1990 rok) oraz rok młodszy krążek „Gin Gi Lob”.
Kiedy słucha się tej muzyki jednocześnie czytając wywiad-rzekę Rafała Księżyka (całość ma własny tytuł „Spaść na głowę w noc ciemną”), jawi nam się obraz dwuznaczny. Z jednej strony mamy gang pasjonatów zamiast rewolwerów używający instrumentów, a w miejsce naboi – nut, z drugiej cały mechanizm naszego zgniło-socrealistycznego bagna z układami, ale i fascynacje fanów idące tropem porywającej muzyki.
I taka polaryzacja opinii towarzyszy grupie Tie Break do dzisiaj. Są tacy, którzy przyklejają im łatkę muzycznych szaleńców (bywa mocniej i dosadniej). Inni mówią, że to punk-jazzowe estradowe zwierzaki. Znając teraz pełnię dokonań i to, co uczynili powracając na scenę z okazji jubileuszu (vide koncert na Warsaw Summer Jazz Days), słyszymy, jak poważną siłą są muzycy z podnóża Jasnej Góry. Mieszali w tyglu (i nadal to czynią) rock, avant-pop, wszelkiej maści klimaty world i jazz, aż po improwizowany eksperyment. Eksperyment chyba ciągle niedoceniony!
Szukając mostów między Young Power a rewoltą funkcjonującą na osi Bydgoszcz (klub Mózg) – trójmiejski zgiełk z formacją Miłość, projektami Leszka Możdżera, Tymona Tymańskiego, czy Mikołaja Trzaski na czele, gdzieś zanika nam historyczny potencjał Częstochowy. Z perspektywy lat trudny do przecenienia, dźwiękowe i estetyczne zjawiska, które przestawiły myślenie o muzyce improwizowanej – sztywnej, ukształtowanej na kilku dekadach klasycznego, mainstreamowego jazzu.
Ale Tie Break to zjawisko szersze, werbalizacja nonkonformizmu i wręcz anty-postawa do jazzu „oficjalnego”, muzyki u schyłku lat 70. i 80. w wydaniu powoli blaknących gwiazd tego gatunku, przez które pustoszały kluby. Dzisiaj wiemy, że to co grali młodzi-gniewni, było swoistym kołem ratunkowym dla całego naszego jazzu! Kto wie, czy świadectwo zapisane w książeczce nie jest chwilami ważniejsze od samej muzyki? To bolesny obraz walki (czasami bezpardonowej, wręcz chamskiej) miedzy tym, co w jazzie sztywne, wsadzone w łapy chałtury i zapijaczonych knajp (Tymon Tymański mówił dosadniej) a tym, co z trudem przebijało się przez zinstytucjonalizowany świat festiwali, nagrań i widzimisię „pana wydającego paszporty” w Pagarcie.
Dzisiaj już wiemy, że ta jazzowa rewolta zapisana na siedmiu płytach musiała się ziścić, dać impuls do nowego myślenia o jazzie. Nie jazzie – odgrywaniu zgranych do bólu standardów przy wtórze wódki i kotleta, ale o jazzie – muzyce improwizowanej idącej z duchem czasu. Muzyce świadomej istnienia punk rocka, reggae, czadu elektrycznej gitary prowadzącej dialog z wrzeszczącym rozpaczliwie saksofonem.
Dzisiaj trochę te nagrania pokrył kurz czasu, zapomnienia. Może to wina tego, że muzycy je tworzący to elita rozchwytywana i zwyczajnie zaabsorbowana dziesiątkami projektów? A wówczas bywa, że brak czasu na „swoje”. Marcin Pospieszalski, jego brat Mateusz, „Yanina” i Antoni „Ziut” Gralak w obrębie offowej subkultury lat 80. szybko zdobyli pozycje najciekawszego outsidera. Chuligani jazzowej sceny istnieli poza oficjalnym obiegiem, nieobecni w komunistycznych mediach, zespół programowo poszukujący, tworzący własny unikalny styl i brzmienie dzisiaj zaskakuje aktualnością swoich dokonań sprzed dekad.
Kiedy słucha się tej muzyki, z jednej strony doznajemy wielkiej radości w obcowaniu z dźwiękami płynącymi wprost z ludzkiej świadomości, serca, pełnymi emocji i przekazu. Niestety, z drugiej strony z każdą frazą uzmysławiamy sobie, jak totalna papka i dźwiękowa nicość płynie do nas z radiowych głośników. A najgorsze jest to, że w starciu z tym bezkresem muzycznej głupoty i sprośności, muzyka Tie Break musi przegrać. Dlaczego? Bo jest świetna i mądra. I co najważniejsze – powstała z potrzeby serca, a nie dla mamony.
Autor: Piotr Iwicki
Oto fonograficzne wydarzenie! Ten zestaw płyt dostępny był już od początku roku, ale w ograniczonej sprzedaży. Teraz wszedł do szerszej dystrybucji, wspieranej przez poznańskie Muktikulti. Ukazał się box z nagraniami zespołu Tie Break!
Pamiętam energię, która niemal uniosła sufit Auli UAM, gdy zespół przyjechał do Poznania w pierwszej połowie lat 90. i grał przed elegancką publicznością w tej najbardziej nobliwej poznańskiej sali w ramach trasy "13 Satysfakcja". Ale pamiętam też swoje wcześniejsze emocje, jakie towarzyszyły temu, że w 1989 roku, po dekadzie istnienia zespołu, ukazała się wreszcie debiutancka, analogowa wówczas koncertowa płyta Tie Breaku. Pamiętam szczęście, gdy udało się kupić kasetę magnetofonową (płyta CD była niedostępna) z drugim materiałem "Duch wieje kędy chce". A potem, szczęśliwym zrządzeniem losu, kupione - mające status białych kruków, od lat niedostępne - dwie kolejne płyty zespołu. Dziś wszystkie one zostały wznowione wspólnie, w jednym, gustownym opakowaniu. Otrzymujemy zresztą w tymże opakowaniu jeszcze więcej: trzy krążki z materiałem nigdy wcześniej oficjalnie nie wydanym. Materiałem, nawiasem mówiąc, zrealizowanym pod trzema różnymi szyldami.
Świętość
Tie Break to na polskiej scenie muzycznej zespół - legenda. Zresztą - jak przyznają sami muzycy, a potwierdzają liczni wielbiciele - to coś więcej niż zespół. To szczególnego rodzaju wspólnota: wspólnota dróg, doświadczeń i muzycznych objawień czterech artystów z Częstochowy, którym na różnych etapach kariery towarzyszyli liczni przyjaciele. Owa czwórka to: trębacz Antoni Ziut Gralak, saksofonista Mateusz Pospieszalski, gitarzysta Janusz Yanina Iwański oraz basista Marcin Pospieszalski.
Nie wszyscy byli w grupie od początku - Pospieszalscy byli zbyt młodzi, by "załapać" się do wczesnego składu. Ale to wspomniani czterej decydowali o brzmieniu grupy w jej najważniejszych latach - i decydują do dziś. Tie Break to splot niezwykłych osobowości, artystów, o których rozmaitych dokonaniach można by napisać niejedną książkę. Tę grupę jednak sami traktowali niemal jak wspólną świętość. Ponoć nigdy nie spierali się o to kto ma być liderem, ani nawet o to, kto jest kompozytorem poszczególnych utworów.
Rytuał
W latach 80. rozpętali muzykę jakiej w naszym kraju nie było. Ich nieokiełznaną wyobraźnię, muzyczną odwagę i bezkompromisowość określały fascynacje różnymi gatunkami. Inspirował ich free jazz i muzyka harmolodyczna Ornette'a Colemana oraz jego uczniów, mistyczne, etno-jazzowe poszukiwania Dona Cherry'ego, muzyka afrykańska i hinduska. Do tego dochodził zachwyt punkową ekspresją, niezależnością i bezpretensjonalnością, nieustające uwielbienie dla jazzowych gigantów Milesa Davisa czy Johna Coltrane'a i wciąż żywa lekcja rockowej, ale też funkowej energii. Z tych klocków artyści złożyli swój własny muzyczny świat.
Ich twórczość nabierała cech niemal rytualnych, prowadząc od gęstej tkanki punk-funk-jazzowej w jednych utworach do medytacyjnych, uduchowionych tematów z drugiej strony. Tę pierwszą twarz zespołu dokumentował przede wszystkim ów debiutancki album "Live". Tę drugą: kolejna płyta, "Duch wieje kędy chce", która wśród tych wciąż poruszających nagrań zespołu, wydaje mi się chyba dziełem najwspanialszym. Oczywiście obie odnajdziemy w wydanym właśnie "pudełku". Jest też w tym boksie znakomita, nieco bardziej funkowa, choć i z echami etno płyta "Gin Gi Lob" oraz prawdziwie niebanalnie rozumiana poezja śpiewana, czyli wiersze ks. Jana Twardowskiego w rewelacyjnej interpretacji Jorgosa Skoliasa i Tie Breaku. Kto nie zna, powinien posłuchać.
Rarytasy
Jest i płyta piąta, z nie wydanym nigdy materiałem z roku 1986, zarejestrowanym w Polskim Radio. Niektóre nagrania znane z innych albumów (np. "Sztywna ręka" czy "Yoaczeke" brzmią tutaj tym ciekawiej, że dostajemy ich wersje bardzo odmienne od tych dotąd znanych. Decyduje o tym m.in. skład, bo akurat w tych nagraniach Tie Break to septet, czyli klasyczny kwartet wzmocniony przez Włodzimierza Kiniorskiego, Sarandisa Juwanudisa oraz Zbigniewa Brysiaka.
Na tym jednak nie koniec odkryć. Bowiem prawdziwą sensacją są dwa ostatnie, właściwie premierowe krążki. Jakość części nagrań, zwłaszcza na pierwszym z nich, pozostawia wiele do życzenia, ale sami muzycy ostrzegają, że przechowały się przez trzy dekady jedynie na kasetach magnetofonowych. Ich artystyczna wartość nie pozostawia jednak wątpliwości, że mamy do czynienia z rzeczami niezwykłymi.
Oto w pamiętnym roku 1984 czterej artyści z Tie Breaku skrzyżowali instrumenty z dwoma śląskimi muzykami: Andrzejem Urnym i Andrzejem Ryszką oraz śpiewającym Stanisławem Soyką. Powstała z tego efemeryczna formacja Svora. Jej wściekle punk-funkowa, avant-rockowa, rozgorączkowana, cudownie barwna muzyka rozbrzmiewała na kilka śpiewających głosów w gęstej tkance instrumentów. I znów: niektóre z tych nagrań powróciły po latach w dyskografii Soyki, na krążkach nagranych pod szyldem Soyka Yanina & Kompania oraz Soyka Yanina i Tie Break ("Madame Schizofrenia" czy radykalnie odmiennie zaaranżowane "Niebo oczekiwanie nasze".
Atak na głowę
Po odejściu Soyki pozostała szóstka artystów ze Svory założyła, pamiętany być może jeszcze przez niektórych słuchaczy, zespół Woo Boo Doo. Mateusz Pospieszalski i Ziut Gralak śpiewali tu niezapomniane piosenki w rodzaju "Ja mam fijoła", "Atak na głowę", "Nie wiem" czy "Michael Jackson", za ich plecami zaś szybowały gitarowe riffy Iwańskiego i Urnego oraz fajerwerki pozostałych instrumentów.
Z całą odpowiedzialności stwierdzam, że oba te zespoły należały do najwybitniejszych polskich zespołów lat osiemdziesiątych sceny rockowej czy około rockowej. Te dwie płyty są tylko namiastką, pokazując jak wielkie skarby muzyczne utraciliśmy. Pamiętam zresztą z tamtego czasu jeden z niewielu artykułów prasowych poświęconych Woo Boo Doo, w którym dziennikarz pisał, że jeżeli ma jakieś zastrzeżenia do zespołu, to że "nie na ten czas i nie na ten kraj", że jego muzyka jest zbyt wyrafinowana, by zostać wówczas doceniona. Tak właśnie było. Dobrze, że pozostały chociaż te nagrania.
Styl
Tie Break wypracował przez lata charakterystyczne brzmienie, te nie do pomylenia z nikim innym unisona trąbki i saksofonu, wyrazisty ton gitary Yaniny, gęsty puls basu Marcina Pospieszalskiego. Muzyka zebrana w tym wydawnictwie uświadamia jak bardzo oryginalna i wciąż świeżo brzmiąca jest to propozycja.
Artyści zapowiadali wznowienie starych albumów od kilku lat. Trzymałem ich za słowo, a zarazem nie byłem pewien czy wystarczy im determinacji. Wystarczyło. Mamy więc do czynienia z fonograficznym wydarzeniem.
Wszystkim, którzy jeszcze go nie mają, a którzy poszukują muzyki niebanalnej, szczerze polecam ten komplet płyt Tie Breaku. Warto się pospieszyć. Zwłaszcza, że ponoć jest gotowy materiał na nową, pierwszą po latach płytę zespołu ze świeżym materiałem. Podobno ma się ukazać w tym roku. Znów czekam niecierpliwie!
Tomasz Janas
CD 1 - Svora:
1. Powiedz głośno co ty na to 3:04
2. Madame schizofrenia 3:24
3. Nikogo 4:18
4. 1984 2:56
5. Puste i ślepe 2:49
6. Have you backer 1:27
7. Mówimy do siebie 3:20
8. Co tak na mnie patrzysz 1:57
9. Nie mogę już 2:41
10. Pozwól wreszcie 4:56
CD 2 - Woo Boo Doo:
1. Ja mam fijola 4:01
2. A jemu nic 4:21
3. Wszystko leci z rąk 2:24
4. Jasne Góry / Wyruszaj 2:51
5. Michael Jackson 4:42
6. Nie wiem 3:06
7. Atak na głowę 4:33
8. Wszystko leci z rąk w II longer solos 2:50
CD 3 - Nagrania archiwalne 1986:
1. Pieśń pierwsza 7:16
2. Laila 4:08
3. Sztywna ręka 5:04
4. Mateo w krainie czarów 3:35
5. Ukośny człowiek z Coleman'a 2:33
6. Czerwone światla St.Paola 4:43
7. W deszczu 4:17
8. Joa Czieke [Yoaczeke] 4:08
9. Rozchulantyna 4:25
CD 4 - Live:
1. Pieśń pierwsza 8:15
2. Sztywna ręka 5:17
3. Yoaczeke 7:40
4. Zwariowany facet 5:48
5. Zamulony 5:48
6. Krótka historia 4:48
7. Hung 4:05
CD 5 - Duch wieje kędy chce:
1. Prolog 3:01
2. Wszystko ma swój czas 7:26
3. Duch wieje kędy chce 5:05
4. Łukasz z kleofasem 9:48
5. Tantum ergo sacramentum m 8:53
6. Ostende nobis 10:22
7. Pieśń nad pieśniami 4:17
CD 6 - Gin Gi Lob:
1. Gin Gi Lob 6:45
2. Ostatni Joint 6:57
3. Ale Lama 4:10
4. Cannibals 11:17
5. Panga Lob Ka 5:04
6. Be My Clown 3:49
7. Mantra 4:42
CD 7 - Poezje ks Jana Twardowskiego:
1. Sprawiedliwość 6:33
2. Nie umiem 6:35
3. Do pani doktor 4:29
4. Tylko 8:17
5. Odszukany w cieniu 3:32
6. Święty gapa 5:28
7. Powiedz 6:49
8. Żeby móc 5:07
9. Telefon milczy 4:30
10. Spojrzał 16:07
Marcin Pospieszalski - Bass
Mateusz Pospieszalski - Saxophone
Janusz Yanina Iwański - Guitar
Antoni Gralak - Trumpet
Włodzimierz Kiniorski- Saxophone
Zbigniew Uhuru Brysiak- Percussion
Sarandis Juwanudis - Drums
Andrzeja Ryszki - Drums
Eugena de Rick - Guitar
Amadeusz Majerczyk - Drums